Szczepionki

Temat jest nieco trudny, z tego powodu, że długofalowe skutki szczepień faktycznie nie są zbyt dobrze poznane. Owszem, prowadzi się badania, ale gdy na przykład przyjrzy się wynikom testów skuteczności szczepionki przeciw grypie sponsorowanych przez producenta, porównując z tymi prowadzonymi przez ośrodki rządowe, widać przepaść w wynikach. Szczepienia nagle przestają działać, gdy badania nie sponsoruje ich producent. Dla ciekawskich lektura:

http://www.bmj.com/content/338/bmj.b354

Oceniając wyniki prób klinicznych nigdy nie można wierzyć im w 100%, zawsze jest jakiś margines wątpliwości, mniejszy lub większy. Dlatego nie chciałbym tu zaczynać dyskusji o tym, ile powinno się szczepić, czy wszystkie są konieczne, jaki wpływ miały szczepienia na ilość zachorowań, a jaki zwiększenie higieny i likwidacja głodu, co zwiększyło naturalną odporność populacji. Tu jest miejsce na kontrowersje. Podobnie otwarty jest temat częstotliwości występowania powikłań poszczepiennych. Statystyki i badania dają określone rezultaty, ale regularnie okazuje się, że wyniki w dużej mierze zależą od tego, kto za badanie zapłacił. Oczywiście przekłamania siłą rzeczy nie mogą być duże, niektórych rzeczy się po prostu nie ukryje, ale jak pisałem, jest tu miejsce na kontrowersje i dyskusję. Dlatego pominę ten aspekt.

szczepionki a autyzm
„Syringe and Vaccine” by NIAID is licensed with CC BY 2.0. 

Chciałbym skupić się na jednej ważnej kwestii – związku szczepień z autyzmem. Według „antyszczepionkowców” z głównego nurtu, jest to częste powikłanie i tłumaczą nim epidemię, czasem dodając aspekt zatrucia rtęcią. Tu z pomocą przyjdzie nam zwykła matematyka, w cudowny sposób nie-wprost obalająca ten argument. Yay, science!

Dokładniejszy artykuł, z linkami i całą resztą zamieściłem na blogu

https://naturalneleczenie.com.pl/2015/06/24/przyczyny-epidemii-autyzmu/.

Tu przedstawię główne wnioski.

– suplementacja multiwitaminą zmniejszała ryzyko autyzmu dwukrotnie
– dieta z odpowiednią ilością omega 3 oraz omega 6 redukowała ryzyko o około 50%
– zadbanie o odpowiednio wysoki poziom żelaza przed ciążą zmniejszał ryzyko ponad dwukrotnie
– źle pracująca tarczyca matki czterokrotnie (!) zwiększała ryzyko choroby
– narażenie na pestydycy w żywności potrafiło zwiększyć ryzyko nawet piętnaście razy

To tylko te znane i przebadane czynniki, a co z całą resztą? Co z brakiem fizycznej aktywności, osłabieniem naturalnej odporności z powodu braku witaminy D3, narażeniem matki na ciągły stres i całą masą innych? To wszystko są rzeczy, które pojawiły się dopiero w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, zgrywając się w czasie z epidemią.

Tu pora na matematykę. Likwidując powyższe zagrożenia dla płodu (lekarz odpowiednio prowadzący ciążę, matka czytająca powyższego bloga zamiast for antyszczepionkowych, ojciec dbający o jej dietę) sprawimy, że – licząc pi razy drzwi – ilość przypadków autyzmu zmniejszy się przynajmniej dziesięciokrotnie. Z tego wynika, że nawet gdyby szczepienia miały jakikolwiek wpływ na chorobę, wywołałyby zaledwie drobną część zachorowań. Zarówno dzieci matek z chorą tarczycą, jak i tych ze zdrową dostały szczepienia, ale autyzm pojawił się cztery razy częściej u tych pierwszych. Taka sprytna czarodziejska szczepionka, która wywołuje autyzm, ale tylko gdy matka ma niedoczynność tarczycy?

Publikacja tego wpisu na blogu wywołała prawdziwy atak furii matek dzieci autystycznych – i ciężko się temu dziwić, nikt nie lubi słyszeć, że to jednak on może chociaż częściowo ponosić odpowiedzialność za chorobę swojego dziecka, nawet jeśli miałoby to wynikać ze zwykłej nieświadomości, a nie z celowego działania. Dużo wygodniej oskarżyć „system”, te złe korporacje, wstrętnych lekarzy i całą resztę. Niestety, popularność takich teorii sprawia, że prawdziwe przyczyny są pomijane milczeniem albo giną w natłoku bzdur. W efekcie dzieci dalej zapadają na autyzm, a przecież dobrze zorganizowana akcja uświadamiająca mogłaby bez problemu zlikwidować niemal wszystkie przypadki tej choroby.