Czym jest badanie z podwójnie ślepą próbą

Na początek warto napisać o tym, czym jest badanie z podwójnie ślepą próbą. Jest to próba kliniczna, opisująca skuteczność leczenia. Chorych dzieli się na dwie grupy, z których jedna dostaje lek, a druga identycznie wyglądającą kapsułkę, która zawiera placebo, jakąś substancję całkowicie obojętną dla organizmu. Tego typu badanie jest absolutną podstawą ustalania skuteczności leków w medycynie i w zasadzie żadne inne się nie liczy, jeśli takie zostało wykonane. Cały sekret polega na tym, że ani lekarze przepisujący tabletki, ani pacjenci, ani nawet naukowcy którzy opracowują wyniki nie wiedzą, w której tabletce jest lek, a w której woda z kranu. Obecnie stosuje się nieco zmienioną wersję, gdy jedna grupa pacjentów dostaje leki obecnie stosowane, druga te leki plus badaną substancję, chodzi o to, żeby nikt nie zostawał bez opieki medycznej, bo to byłoby nieetyczne.

Ludzie, którzy biorą tabletki „wierząc” w ich działanie, popełniają zazwyczaj mnóstwo błędów przy ocenie ich skuteczności, podobnie jak ich lekarze. Naukowiec wiedzący, co dostał pacjent również mógłby ulec podświadomej pokusie podkolorowania wyniku. Jeśli poprawi się jednej osobie, a sto innych poczuje się gorzej, wtedy ta jedna będzie dowodem, że tabletka działa. Jeśli stan zdrowia poprawi się w jakiejś sferze, a w trzech innych pogorszy, to te trzy inne zostaną zignorowane, a jedna znowu będzie dowodem na to, że tabletka działa. Ktoś po tabletkach poczuje się gorzej? „O, tak musi być na początku”. Umrze? „za mało tabletek!”.

badanie z udziałem placebo
„This is…” by kirainet is licensed with CC BY-NC-SA 2.0. 

Dlatego tak ważne jest, by podczas oceny jakiejś terapii ani pacjent, ani lekarz, ani nawet osoba opisująca efekty nie wiedzieli, co było w tabletce. Wtedy można sprawdzić, czy przypadkiem „cudowne uzdrowienia” nie występują tak samo często u ludzi, którzy dostali wodę z kranu.

Nie chodzi tu tylko o wmawianie sobie skuteczności. Bardzo wiele chorób „znika” samoistnie. Dla przykładu, stwardnienie rozsiane dość często cofa się bez żadnej widocznej przyczyny. Jeśli odpowiednio dużo chorych osób zacznie brać wodę z kranu, to statystycznie któraś z nich musi „cudownie wyzdrowieć”. Dopiero badania z udziałem placebo będą w stanie to odfiltrować – ile osób ozdrowiało w jednej grupie, ile w drugiej.

To dotyczy nie tylko medycyny. W każdej sferze życia są ludzie, którzy wmawiają sobie swoją wyjątkowość, przekonują samych siebie, że są lepsi. Audiofile będą twierdzić, że całkiem inaczej brzmi dźwięk który idzie przez kabel za 30 000 zł, niż przez taki za 30 zł. Ich cudowna umiejętność nagle znika, gdy to naukowiec zmienia kable, nie mówiąc audiofilowi, który jest akurat podłączony. Smakosze win nie potrafią odróżnić najdroższych roczników od zwykłej sklepowej nalewki, jeśli zasłoni im się oczy tak, by nie mogli widzieć etykietki. Światowej klasy skrzypkowie nie byli w stanie odróżnić, czy grają na kosztującym grube miliony Stradivariusie, czy na zwykłych skrzypcach dobrej jakości, gdy zasłonięto im oczy i podawano raz jeden instrument, raz drugi.

Do czego dążę: jeśli ktoś zacznie wam wmawiać, że „jego” metoda działa, jest cudowna, wypróbowana, sam widział efekty – nie wierzcie mu na słowo. Poszukajcie w medycznych bazach danych, np PubMed, czy przeprowadzono badania z podwójną ślepą próbą.

Oczywiście tutaj też trzeba zachować rozsądek. Nikt nigdy nie udowodnił badaniami z podwójną próbą, że spadochron uratuje życie skaczącego z samolotu. Znane są też przekręty koncernów farmaceutycznych, fałszujących badania. Nie chodzi tu o podmianę wyników, bo tego raczej się nie robi. Mechanizm jest inny. Zleca się odpowiednio wiele prób, ale publikuje wyniki tylko takich, które dały pozytywne rezultaty. Z odpowiednio dużą grupą z której można wybierać da się udowodnić, że woda z kranu jednak leczy raka. Ten typ przekrętu praktycznie zawsze dotyczy próby udowodnienia, że coś, co jest bezwartościowe, jednak działa. Rzadko zdarza się sytuacja odwrotna, by ktoś chciał „ukryć” skuteczność działania pewnych farmaceutyków. Można tu zastosować elementarną logikę: jeśli dany lek można opatentować i na nim zarobić, jest szansa, że będą oszustwa na jego korzyść. Jeśli jest to środek nie podlegający patentom i zagrażający sprzedaży leków, mogą być sytuacje, gdy będzie się dążyło do jego dyskredytacji. Nigdy jednak nie będzie sytuacji, w której jest możliwość sprzedaży jakiegoś leku za grubą kasę (np leków przeciwpasożytniczych, antybiotyków na boreliozę, chelatacji na autyzm), a współczesna medycyna tak fałszuje badania, by nie mieć z tego zysku.

Nie wolno też zapominać o tym, że brak dowodu skuteczności leczenia nie jest dowodem braku skuteczności. Penicylina zawsze leczyła infekcje antybiotykami, również przed tym, jak wykonano próby kliniczne badające jej skuteczność. Substancji naturalnie występujących, takich jak witaminy czy minerały nie bada się, bo nikomu się to nie opłaca, więc nie mamy zbyt wielu prób klinicznych z podwójnie ślepą próbą oceniających na przykład jod. Nie można mówić, że leczy on wszystkie możliwe choroby, ale nie wolno też powiedzieć, że na pewno nic nie leczy.