Diety low-carb można rozpatrywać w dwóch, że tak powiem, aspektach. Jeden z nich, to zastosowanie w zbijaniu wagi. W pewien sposób to działa, zmniejsza się ilość glikogenu, przez co waga leci szybko, ale za to efekt jojo będzie koszmarny, zmniejsza się apetyt, przez co po prostu mniej się je, w „rzeźbieniu” na siłowni czy w kontroli cukrzycy również tego typu odżywianie może przynosić efekty. To wszystko są szare strefy i można bez końca argumentować, co jest dobre a co nie.
Drugi aspekt to ludzie, którzy wierzą w ten typ diety jak w religię. Twierdzą, że to jedyny właściwy sposób odżywiania, że znikają od tego wszystkie możliwe choroby, ludzie wstają z wózków inwalidzkich, odrastają odcięte kończyny… Już w którymś miejscu wspominałem o kobiecie, która krążyła po internecie i na każdym forum jakie znalazła opisywała, jak to jej dieta wyleczyła ją z choroby, o której w danej chwili na tym forum toczyła się rozmowa? Oczywiście żadnej z tych chorób tak naprawdę nie miała, za to miała bardzo silne poczucie misji i zbawiania świata, poprzez nawracanie każdej napotkanej osoby. Nie wiem, skąd bierze się taka postawa, misjonistyczne aspekty, które omówiłem na stronie startowej? A może po prostu chodzi o to, ludzie lubią jeść tłuste i słone rzeczy, więc łatwiej im wmówić sobie, że to co robią jest zdrowe, niż przestrzegać dobrej diety, albo przyznać się przed sobą że jedzą niezdrowo. A innych namawiają, żeby wyciszyć dysonans poznawczy.

Co o dietach niskowęglowodanowych ma do powiedzenia nauka? Statystycznie rzecz ujmując, wszystkie nacje, które w ten sposób się odżywiają, żyją bardzo krótko i cierpią na wszelkie możliwe choroby cywilizacyjne, zaś te, których dieta składa się głównie z węgli, są enklawami długowieczności i zdrowia. Niektórzy ludzie bardzo, ale to bardzo chcą udowodnić, że jest inaczej, dlatego można czasem usłyszeć doniesienie o jakimś egzotycznym plemieniu czy wiosce, które niby są wyjątkami. Z ciekawości sprawdziłem kilka takich doniesień. Nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Nieraz przekracza to granice absurdu, na jednym z for internetowych całkowicie serio podawano mi argument, że gdzieś w Biblii była wzmianka o plemieniu, które jadło tylko mięso i ludzie żyli tam po 300 lat. W tym samym miejscu powoływano się też na autora książek przygodowych, który rozpisywał się o dobrym zdrowiu Inuitów (w rzeczywistości jest to nacja z najkrótszą średnią życia i największym odsetkiem chorób cywilizacyjnych). Usłyszałem tam też, że w Japonii (gdzie niemal wszystkie kalorie spożywa się w postaci węglowodanów) ludzie są zdrowi, bo tak mało węgli jedzą.
Inuici nie tylko mieli wysoki odsetek chorób serca, ale też zaczęli chorować rzadziej, gdy zmienili dietę na podobną do „naszej”:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12535749
Również Masajowie nie są okazami zdrowia, wbrew temu co można przeczytać na blogach, forach i grupach facebookowych. Sekcja ich serc ujawniła, że mają zmiany miażdżycowe zbliżone do tych spotykanych u mieszkańców USA w podeszłym wieku. Podkreślam, bo to ważna informacja: młode osoby, które przez całe pokolenia przystosowywały się do diety low-carb, prowadzące bardzo aktywny tryb życia, miały tętnice przerośnięte miażdżycą tak mocno, że ich serca przypominały serca dużo starszych, leżących cały dzień na kanapie Amerykanów, żywiących się hamburgerami i colą:
https://academic.oup.com/aje/article-abstract/95/1/26/167903
Diety tego typu zostały dość rygorystycznie przebadane, jako że mają swoje zastosowanie w medycynie, na przykład dzięki nim można opanować ataki epilepsji. Badania na epileptykach są bezcenne, gdyż są to z reguły ludzie, którzy nie mają nadwagi czy cukrzycy i reakcja ich organizmu na taką dietę będzie identyczna, jak reakcja zwykłego człowieka. Skutki uboczne są koszmarne, dla przykładu w jednym z badań, gdzie tego typu dietę ułożono dzieciom z epilepsją, co dziesiąty dzieciak dostał kamieni nerkowych. Link do badania dla zainteresowanych:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/17621514
Przy okazji okazało się, że suplementacja cytrynianem potasu zmniejszyła ryzyko: „tylko” co dwudziesty dzieciak miał kamienie w nerkach. Dla porównania, na normalnej diecie kamienie pojawiają się u jednego dziecka na dziesięć tysięcy.
Naukowcy śledzili losy 129 dzieci, które przez 6 lat otrzymywały taką dietę jako terapię przeciw epilepsji. Terapia okazała się skuteczna, dzieciaki nie miały już ataków albo miały ich znacznie mniej. Co z tego, skoro czworo z nich zmarło na skutek komplikacji wywołanych tym sposobem odżywiania, zaś dalsze 22 dzieciaków musiało zrezygnować, gdyż skutki uboczne zaczęły stanowić bezpośrednie zagrożenie dla ich życia? Link do badania:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1198735/
Czasem można natknąć się na opisy badań, w których diety tego typu pomagały chorym na cukrzycę. I to prawda. Ale to nijak ma się do ludzi zdrowych. Są tysiące badań, w których podanie chemioterapii pomagało chorym na raka. Czy to oznacza, że chemioterapia jest zdrowa? Że zapobiega nowotworom? Chcąc ocenić wpływ na zdrowie normalnego człowieka, trzeba prowadzić badania na zdrowych ludziach, na przykład na epileptykach, u których zazwyczaj wszystko oprócz mózgu jest OK.
Nie można nie wspomnieć o jednej cudownej próbie klinicznej, w doskonały sposób pokazującej różnicę między szarlatanami a naukowcami. Bardzo rzadko zdarza się taka okazja, jak w tym badaniu. Grupa pacjentów z miażdżycą otrzymała zalecenie przestrzegania diety wegetariańskiej, niskotłuszczowej, połączonej z suplementacją B12 i omega 3. Chciano sprawdzić, czy tego typu model odżywiania jest w stanie zatrzymać, a może nawet cofnąć miażdżycę, gdyż wszystkie badania sugerowały, że jest to możliwe. W tym samym czasie pojawił się Atkins ze swoją super-hiper dietą, wmawiający ludziom, że ci wszyscy naukowcy i lekarze się mylą, tylko on, Atkins ma rację i to jego dieta cofa miażdżycę! Część osób uwierzyła i przeszła na odżywianie niskowęglowodanowe w czasie trwania próby klinicznej. Taka gratka nie trafia się co dzień, naukowcy mieli dokładnie zmierzony przepływ krwi przez tętnice w sercu grupy ludzi, część z nich przestrzegała zasad współczesnej medycyny, część zaś tego, co można przeczytać na blogach i w dziwnych książkach z serii „wszyscy lekarze się mylą, ja mam rację!”.
Wyniki były łatwe do przewidzenia. Na odpowiednio skomponowanej diecie wegetariańskiej tętnice się oczyściły, przepływ krwi zwiększył się o około 40% po zaledwie jednym roku. Na diecie „mądrzejszego od naukowców” z kolei w tym samym czasie przepływ zmniejszył się o około 40%. Link do badania:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11108325
Oddzielnym tematem są diety typu „paleo”. Sama nazwa jest myląca. W tamtych czasach ludzie odżywiali się w skrajnie różny sposób, od niemal całkowitego wegetarianizmu, poprzez diety złożone głównie z ryb czy owadów, kończąc na jedzeniu głównie nadgniłego mięsa. Ciężko rozstrzygać, czy tego typu odżywianie jest lepsze czy gorsze niż współczesny model, wypełniony cukrem i sztucznym jedzeniem. Ma swoje dobre i złe strony. Co natomiast jest zabawne: z dziesiątek aspektów życia w tamtym czasie, z których każdy ma wpływ na zdrowie (spanie pod gołym niebem, bardzo dużo ruchu, zero siedzenia, brak ciągłego stresu, regularne głodówki, silna naturalna selekcja, brak mydła…), wybrano jeden jedyny, który zmieniał się diametralnie w zależności od tego, co obok akurat wyrosło i przekonuje się ludzi, że jak będą go przestrzegać, będą żyli tak długo, jak w paleolicie (gdzie trzydziestolatek był sędziwym starcem).
Polecam też zerknąć do rozdziału z przykładami błędów, tam omówiłem badanie, które niby „udowodniło”, że taka dieta oczyszcza tętnice.