Kolejny dość kłopotliwy temat. Z jednej strony, to co wypisują zwolennicy teorii „odkwaszania” to z reguły zwykłe brednie, inaczej tego nie można nazwać. Z drugiej jednak faktem jest, że w naszej diecie statystycznie pojawia się więcej produktów obniżających pH, czyli zakwaszających.
Aby „ugryźć” temat z odpowiedniej strony, najpierw opiszę pewne schorzenie. Nazywa się ono „zespół Burnetta„, funkcjonuje też spolszczenie anglojęzycznej nazwy „zespół mleczno – alkaliczny”. Jego przyczyną jest spożywanie produktów alkalizujących: sody, dostępnych na rynku „cudownych proszków” czy czy czegokolwiek innego, razem z jakimś bogatym źródłem wapnia, suplementami bądź produktami mlecznymi. Prowadzi to do znacznego zwiększenia stężenia wapnia we krwi, co w konsekwencji wywołuje szereg objawów. Najłatwiejsze w rozpoznaniu to zawroty głowy, zatwardzenia i suchość w ustach, zaś te, których nie widać, to stopniowe niszczenie nerek. Jeśli osoba biorąca tego typu suplementy zignoruje te objawy, może dojść do poważnego załamania stanu zdrowia, często kończącego się śmiercią. Średnio co trzeci przypadek kończy się trwałym, nieodwracalnym uszkodzeniem nerek.
Ciało ludzkie jest dość złożonym mechanizmem, ale niektóre rzeczy są bardzo proste: musimy mieć odpowiednią ilość tlenu w powietrzu, odpowiednią temperaturę, pić odpowiednią ilość wody w ciągu dnia. Tu nie ma żadnej wielkiej filozofii. Nasze pożywienie powinno też być zbilansowane pod kątem równowagi kwasowo – zasadowej. Tu również nie ma nic nadzwyczajnego. Czasem różni pseudoracjonaliści dzielą się swoimi „mądrościami”, że zakwaszenie nie jest możliwe, bo przecież pH krwi jest regulowane. Bardzo mądre twierdzenie. Prawie tak mądre, jak to że palenie tytoniu nie jest szkodliwe, bo przecież we krwi nie ma dymu.
Nikt na dobrą sprawę nie wie, jakie konsekwencje ma ciągłe przeładowywanie organizmu produktami, które obniżają pH, ale – wbrew temu co można na pseudoracjonalistycznych blogach i stronkach poczytać – wpływ jest, bada się go i ogólny konsensus jest taki, że co prawda niewiele na razie wiemy (za dużo jest czynników przy ocenie diety, a eksperymentów na ludziach nikt nie pozwoli robić), ale wszystko wskazuje na to, że jest on niebagatelny. Dla ciekawskich: próba analizy związku między obciążeniem diety a zachorowaniem na raka:
http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3571898/
Jak we wszystkim, tak i tutaj jest ziarno prawdy. Co natomiast jest fałszywe a nawet groźne, to wszelkiego rodzaju agresywne terapie „odkwaszające”, szczególnie różnego rodzaju proszki. Organizm potrafi błyskawicznie regulować poziom jonów, już kilka dni po zmianie diety wszystko powinno być OK. Nadmierne „alkalizowanie” nie sprawi, że „kwas zniknie z komórek”, ono po prostu doprowadzi do choroby alkalicznej, która może w konsekwencji zabić. Jest kilka rzeczy, które powinny być w równowadze: podaż sodu w stosunku do potasu, ilość lizyny w stosunku do argininy, cynk w stosunku do miedzi, czy wreszcie odczyn. Faktem jest, że prawie każdy z nas spożywa za dużo sodu a za mało potasu, jeśli jednak spróbujemy „mocnego wyrównania” i obetniemy ten sód całkowicie, zamiast niego jedząc duże ilości potasu, możemy spodziewać się dość szybkiej wizyty na pogotowiu, w ciągu zaledwie kilku dni. Podobnie tutaj: kluczem do sukcesu nie jest „odkwaszanie”, tylko dieta z mniejszą ilością białka, większą warzyw i owoców.
Czasem można znaleźć w internecie „listy chorób” związanych z zakwaszeniem. One są po prostu wymyślone. Nikt tego nigdy nie zbadał. Nawet najmocniejsza z nich, według której zakwaszenie miałoby powodować osteoporozę upada. Przeprowadzono szereg badań, w których ani zakwaszanie diety, ani jej alkalizacja nie wpływały na przebieg osteoporozy. Owszem, suplementacja cytrynianem potasu miała pozytywny efekt, ale ta substancja ma szereg innych właściwości. Podobnie jak nadmiar białka. Może powodować on nie tylko zmianę pH, ale też, między innymi, wzrost stężenia homocysteiny.
Kusiło mnie, żeby rozpisać się nieco dłużej i udowodnić z linkami i całą resztą, że to całe odkwaszanie jest bez sensu, ale zorientowałem się, że przypomina to próbę udowodnienia, że na ciemnej stronie księżyca nie ma baz wojskowych nazistów. Jak można udowodnić, że coś nie istnieje? Dowody mogą być wyłącznie na istnienie czegoś, a nie na jego brak.
Podsumowując: powinno się jeść dużo warzyw i owoców.